Ubiegłej nocy ani ja ani nikt z moich bliskich nie miał urodzin czy imienin; nie było studniówki i nie było Sylwestra; nie pisałam pracy magisterskiej i nie zwijałam się z bólu na szpitalnym łóżku. A jednak nie spałam :)
Nie spałam, ponieważ na niebie miał miejsce niesamowity spektakl:
- księżyc w pełni, niebo bez najmniejszej chmurki - było widno jak przy latarni,
- księżyc znajdował się w perygeum, czyli krążąc po swojej jajowatej orbicie wokół Ziemi znalazł się jej najbliżej - przez co wydawał się o 1/7 większy i o 1/2 jaśniejszy (było naprawdę widno :) ); taki wielki księżyc nazywamy superksiężycem,
- księżyc cały wszedł w cień ziemi - czyli mieliśmy całkowite zaćmienie księżyca,
- księżyc był czerwony (no może pomarańczowy) bo cośtam się działo z promieniami słońca... że w atmosferze Ziemi inne kolory cośtam i że do księżyca docierało tylko czerwone pasmo... no w każdym razie cośtam... a księżyc na jedną noc nie był srebrnym tylko czerwonym globem.
Reasumując - z nocy z 27 na 28 września 2015 roku, dzięki silnemu wyżowi, prawie odmrażając stopy, mogliśmy oglądać całkowite zaćmienie krwawego superksiężyca. Było warto te stopy odmrażac, oj było warto!
Od godziny 2:11 księżyc zaczął się pogrążać w półcieniu Ziemi
O 3:07 rozpoczęło się zaćmienie
4:11 to początek całkowitego zaćmienia (kulminacja o 4:48)
O 5:23 zaćmienie skończyło się (zdjęcia wykonane przez Męża)
Do 6:27 księżyc pozostawał w półcieniu Ziemi.
Następne raz takie zjawisko będziemy mogli oglądać dopiero za 18 lat :D
PS.1 Czasem kierowałam obiektyw aparatu w inną stronę, eksperymentując z trybami aparatu, czasem ekspozycji i innymi parametrami:
PS. 2 A rano, wśród mgieł, wstało słońce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz