Jest czasem taki dzień, że już rano wiadomo, że na kolację braknie chleba a zakwasu brak, albo jest niekoniecznie żywy, albo nie chce się nastawiać chleba na zakwasie, albo miska na zaczyn zajęta czym innym, albo mają przyjść goście, którzy tylko białe pieczywko najlepiej z ciasta głęboko mrożonego lubią...
W taki dzień można upiec chleb biały - na drożdżach, bez wyrabiania, bez cudów, bez dużego nakładu sił. Taki oto jak ten:
W naprawdę dużym garnku rozmieszowywujemy długą drewnianą łyżką
- 1 litr ciepłej wody
- 5 dag świeżych drożdży
- 1 kg mąki pszennej
- 3 łyżki oleju
- 2 łyżki soli
- paprochy jakie kto lubi (nasionka, płatki, orzechy, suszone owoce, ziarenka...)
Teraz stawiamy gar w spokojnym miejscu, bez przeciągu i bez łażących kotów. Możemy teraz pobiegać po działce, podlewając warzywa, możemy pobiegać po schodach na strych i wstawić tudzież wywiesić pranie, ewentualnie możemy wreszcie po całym dniu usiąść. Byle broń Boże nie zasnąć, bo jeśli nasze ciasto stało w ciepełku, to pewnie już z gara wychodzi.
Dwie blaszki wąskie a długie wykładamy papierem i nakładamy ciasto. I do piekarnika siup! Powinno się piec 50 min w 170°C. Po tym czasie wykonujemy próbę patyczkiem lub dłonią.
Po upieczeniu wyjmujemy z foremek, rozbieramy z papieru i studzimy na kratce. Kroimy całkowicie zimne i jemy. I jemy. I jemy... No koniec już :) bo na kolację braknie :P
Poproszę kromkę:)
OdpowiedzUsuńI dziś znów go piekę :)
OdpowiedzUsuń